czwartek, 10 października 2013

Opowieść

        Konie z marzeń  

                     ROZDZIAŁ I
Hej nazywam się Amanda Olszewska  mam piętnaście lat .Jestem szczupłą blondynką o błękitnych oczach .Moja starsza siostra Joanna ma siedemnaście lat i jest wysoką brunetką o zielonych oczach .Moi rodzice pracują w stadninie koni w Janowie Podlaskim  My mieszkamy około 2 km od stadniny w niedużej miejscowości Wygoda .Co weekend jeździmy do Warszawy na rodzinne spotkanie u babci .Mamy wspaniałych sąsiadów państwa Grabczyków i Mazurskich .Znajomi rodziców mają dzieci w naszym wieku. Państwo Grabczykowie posiadają dużą działkę o pow.10ha .Dwa lata temu sprzedali swoje konie , a stajnia i pastwiska zostały puste .Zaczęły się wakacje dzisiaj wyjeżdżamy na wyspę Wolin .Planujemy tam zajechać na 17:00 i zostać przez tydzień.
                                                              Po niecałej godzinie usłyszałam rżenie .Dochodziło z lasu więc udałam się w tamtym kierunku .Dwadzieścia minut wędrowałam aż doszłam na niewielką polankę .Ujrzałam na samym środku pięć koni ,a wśród nich pięknego , muskularnego, karego ogiera oraz cztery klacze maści gniadej, karej ,kasztanowatej i siwej .Postanowiłam lepiej się im przyjrzeć więc wspięłam się na drzewo .Kiedy minęło trochę czasu starałam się delikatnie , po cichu zejść .Lecz poślizgnęłam się i spadłam.
Miałam zranioną kostkę i posiniaczone ręce .Gdy odwróciłam się stado uciekło więc postanowiłam wrócić na plażę .Po kilku minutowej wędrówce zauważyłam , że rodzice wraz z siostrą są zdenerwowani i wystraszeni .Zapytałam się co się stało , gdy mnie ujrzeli podbiegli i zaczęli mnie całować i tulić. Po piętnastu minutach wskoczyłam do wody aby ochłonąć po tym wszystkim .O w pół do drugiej wróciliśmy .Wzięłam prysznic przebrałam się i udałam na obiad do hotelowej restauracji .
Kiedy skończyliśmy wybraliśmy się na miasto. Joanna i ja poszłyśmy na zakupy natomiast rodzice udali się do latarni morskiej .Zbliżała się dwudziesta jak powróciliśmy do apartamentu .Po odprężającej kąpieli udałam się do łóżka .Szybko usnęłam , a moja siostra pisała jeszcze ze swoim chłopakiem .Rano obudziło mnie pukanie dochodzące zza drzwi Wstałam zarzuciłam na siebie szlafroki otworzyłam drzwi .Ujrzałam kelnera z wózkiem pełnym bułeczek i innych smakołyków .Więc obudziłam wszystkich i przystąpiliśmy do porannego posiłku. Gdy byłyśmy gotowe rodzice postanowili sprawić nam wielką niespodziankę.
Przed hotelem stał przyczepa na sześć koni. Byłam w szoku.
Mama powiedziała:
-Jedziemy do stadniny w Niemczech .
Ucieszyłam się pomyślałam ,że będziemy mieć własne wierzchowce.
Lecz posmutniałam myśląc o dzikim stadzie ,które spotkałam w lesie.
Po godzinnej podróży dojechaliśmy, widoki zapierały dech w piersiach.
Wysiadając z auta podszedł do nas właściciel oznajmiając iż pięć koni mu uciekło .Z początku się zaśmiałam ,ponieważ opłaciła się nauka j. niemieckiego. Po chwili skojarzyłam fakty i opowiedziałam o zdarzeniu jakie miałam okazje przeżyć w lesie. Po proszono mnie bym opisała ich wygląd. Po piętnastu minutach uznaliśmy ,że trzeba je odzyskać.    Więc po prosiliśmy o wierzchowce i ruszyliśmy na poszukiwania. Dwie godziny nieustannej jazdy opłaciły się ,bo udało się nam znaleźć zaginione zwierzęta i sprowadzić do ośrodka. Po krótkiej rozmowie i wypełnieniu formalności mogłyśmy zabrać naszych uciekinierów. Gdy powróciliśmy do hotelu walizki były spakowane. Aby nacieszyć się widokiem podjechaliśmy na plażę by ostatni raz ujrzeć ten piękny widok chowającego się słońca za morze. Po ośmiogodzinnej podróży dotarliśmy do domu. Czekali tam na nas państwo Grabczykowie z dobrą nowiną. Okazało się ,że rodzice odkupili działkę od sąsiadów .        Pastwiska, łąki stajnia wszystko było nasze. Rodzice zrezygnowali z pracy w państwowej stadninie i pracowali tam tylko na pół etatu. Mieli więcej czasu by rozkręcić własny biznes. Ponieważ byli świetnymi pracownikami dyr. ośrodka jako premię za ostatnie dwa lata podarował nam klacz za źrebioną ogierem Kahil al. Shaqab. Nazywała się Pinteta była gniadej maści jak i ogierek. Po pół roku otworzyliśmy nasz ośrodek pod nazwą „W Siodle” .Ponieważ imiona niemieckich koni były zbyt trudne do wymówienia zmieniliśmy je. Ogierka fryzyjskiego nazwaliśmy Książę, siwą klacz andaluzyjską Śnieżka, gn. klacz arabską Amaleta, gn. Klacz trakeńską Kamala, karą klacz tennesy walking horse Gwiazda, kasztan. klacz american quarter horse Kasztanka .Na pierwszych zawodach było mnóstwo osób łącznie biletów było 450 i wszystkie zostały sprzedane. Przez pierwsze dwa lata mieliśmy wielu klientów.   Dla dzieci na różne imprezy postanowiliśmy kupić kucyki .Niemiecki kuc wierzchowy kasztanowo srokaty o imieniu Łatka i kuc new forest o imieniu Smyk. Po paru miesiącach zaźrebiliśmy klacze arabskie .Pinteta pół roku temu urodziła źrebaka maści gniadej .Nazwaliśmy go Puchar.




                                  ROZDZIAŁ II
Wydane na świat źrebaki nazwaliśmy Pirueta po klaczy Pinteta oraz Aragorn po klaczy Amaleta. Stajnia się powiększyła o trzy źrebaki .Wszystko było dobrze dopóki rodzice nie zrezygnowali z pracy w Janowie. Na szczęście ojciec nas zabezpieczył przed takim obrotem sprawy. Był weekend siostra kończyła osiemnaście lat. Po pięciu latach ukończyła studia i została weterynarzem. W tym czasie źrebięta były już dorosłymi końmi a czekały nas nowe narodziny koni pełnej krwi ang. Rodzice dwa lata temu zainwestowali w dwie źrebne klacze z toru wyścigowego. Kara klacz obecnie ma trzy lata. Wydała na świat karego ogierka po jednym z najlepszych reproduktorów z całej Europy. Druga kasztanowata wyźrebiła się wydając na świat aż dwa źrebaki jeden był kary a drugi gniady. Obydwie  źrebiczki miały tego samego ojca co kary źrebak. Zbyt dużo koni zbyt wiele pracy więc rodzice zatrudnili stajennego Waldemara Włakowskiego .     Jego żona była weterynarzem tak więc było lepiej gdyż ona zajmowała się końmi w naszej stadninę. Przez krótki okres szło nam doskonale w ośrodku. Niestety jeden z koni dostał kolkę. Pani Tamara podała mu leki i udzieliła instrukcji jak postępować.
Ucieszyliśmy się ,że zagrożenie nie było tak duże. Nie groziło mu uśpienie i śmierć.
Leczenie trwało dość krótko gdyż szybko zaczęto leczyć morzysko.
Po roku znów mogliśmy włączyć go do pracy w stajni. Był ciepły maj .Zbliżał się okres zawodów w tym roku u nas miało odbyć się sześć imprez. Pierwsza to były zawody skokowe dla dzieci i młodzieży. Następne zawody westernowe dla zawodowców. Trzecie najlepsze trzy dniowe zawody WKKW. Pogoda sprzyjała wiec nie było komplikacji. Czwarte to wyścigi zaplanowane na czternastego maja w weekend .Zgłosiło się około trzydziestu zawodników .Nasz tor miał tylko piętnaście bramek .Nastąpił podział na dwie grupy. Piąte ujeżdżenie w pierwszej kolejności młodzież z dziećmi następnie dorośli. Szóste i ostatnie musieliśmy przełożyć na dziesiątego sierpnia bo wcześniej trochę padało i trzeba było przygotować miejsca. Finałowy tydzień bo tyle trwały zawody był bardzo trudny.
Pierwsze trzy dni to zawody WKKW dla młodzieży i dorosłych ,którzy się zakwalifikowali. Drugi dzień to skoki .Trzeci wyścigi. Czwarty western. Piąty ujeżdżenie i zawody w polo oraz rozdanie nagród. Sprzątanie po zawodach zajęło nam kolejny tydzień. Po powrocie do ośrodka zauważyłam sarnę .Miała zranioną nogę .Wzięłam ją do stajni ,umieściłam w boksie i zaopiekowałam się nią. Mój wujek był leśniczym więc mnie nauczył .
               Rozdział III
Po dwunastu dniach wypuściliśmy zwierzę na wolność. Ostatnie dni roku szkolnego wyglądały tak samo szkoła, domowe obowiązki ,jazda .
Na szczęście to był ostatni tydzień szkoły zaczęły się wakacje .Aby to uczcić rodzice zabrali nas do Warszawy na parę dni. Tam odwiedziliśmy Zoo, Aqua Park , kino, galerie handlowe ,podczas ostatniego dnia wybraliśmy się na tor wyścigów konnych. Po powrocie do domu rozpakowaniu walizek zjawiła się kolejna niespodzianka .Przyjechali dziadkowie i moja ciocia z kuzynkami .Oraz nasz wujek z Ameryki ze swoją żoną i synkiem. Byłam szczęśliwa bo w końcu mogłam poznać moją ciocię i malutkiego kuzyna. Ku mojemu zaskoczeniu potrafiła mówić po polsku mało tego wujek oznajmił przy rodzinnej kolacji ,że przeprowadzają się do Polski .Mają już nawet kupiony dom z ogródkiem około osiemset metrów od nas.
Mało tego spodziewają się kolejnego dzidziusia. Byłam taka szczęśliwa .Dwa dni później poznałam mojego chłopaka .Bardzo go kocham i i wiem ,że on czuje do mnie to samo. W sierpniu po raz kolejny zaźrebiliśmy kilka klaczy. Szczęście długo nie trwało bo zaczął się rok szkolny .Nowe lekcje nowi uczniowie .
Jedyną pociechą było to że rodzice obiecali ,że jeśli zaliczę pierwszy semestr na czwórki, piątki i szóstki to kupią mi skuter .Najpierw czekał mnie egzamin.     Było warto. Rok przeleciał tak szybko tu święta, tu Wielkanoc to urodziny to zawody długo by wymieniać .Nadszedł czas kolejnych wyźrebień .Niestety jeden źrebak padł po porodzie. Płakałam przez parę dni. Jednak zrozumiałam ,iż powinnam się cieszyć z tych innych żyć. Wzięłam się w garść o wróciłam do tego co kocham i lubię robić. Cieszyłam się widząc nowe pokolenie pełne sił ,energii i wszystkiego co najlepsze. Cóż nadszedł czas rozstań. Jako dwulatki wszystkie zostały sprzedane, ponieważ był to zbyt duży ciężar.Za dużo to wszystko kosztowało .Zrozumiałam ,że tak trzeba i nie protestowałam. Z czasem dorosłam ukończyłam studia jako weterynarz .Wyszłam za mąż i wprowadziłam się z mężem do naszego własnego domu. Po pewnym czasie urodziłam dwie piękne córeczki. Bliźniaczki miały na imię Joanna i Amanda. Dwa lata później przyszedł na świat Łukasz .Potem Miłosz również moja siostra doczekała się rodziny .Ja z dziećmi przeprowadziłam się do rodziców bo wybudowaliśmy sobie dom a moja siostra zamieszkała w naszym dawnym domku. Dokupiłam ziemię i połączyłam moją stadninę z ośrodkiem rodziców tworząc jeden wielki ośrodek jeździecki. W krótkim czasie założyłam hodowlę  psów rasy Golden Retriever i Lablador. Z miotu Goldenków zostawiłam sobie jednego cudownego, jasnozłotego szczeniaka. 

Tako to kończy się moja opowieść. Zaczęłam jako nastolatka a skończyłam jako dorosła matka i żona oraz wielka miłośniczka zwierząt.